środa, 23 grudnia 2015

Jest tak samo, może tylko trochę smutno.






Pakujesz walizkę, a ja patrzę na to ze smutkiem. Twoje drobne ramiona drżą, a ja wiem, że płaczesz, choć próbujesz to ukryć. Kto by pomyślał, że to wszystko skończy się właśnie w ten sposób? Chciałbym żebyś została. Ze mną, na zawsze. W tym mieszkaniu, na tym osiedlu, w tym mieście. Ale każde z nas wie, że nie ma na to szans. Kierują nami inne priorytety. Chcesz robić karierę, a ja nie mogę ci tego zabronić. Masz szansę na rozwój i oboje wiemy, że to jest głównym powodem naszego rozstania. Wiesz dlaczego pozwalam ci odejść? Bo wiem ile dla ciebie znaczy ta propozycja. To duża szansa, a ja chcę żebyś się rozwijała. I mimo, że nie chcę się z tobą rozstawać, musimy to zrobić. Sama przecież stwierdziłaś, że związki na odległość nie mają sensu. Zgodziłem się z tobą, bo czy miałem inne wyjście?
Patrzę jak chodzisz po całym mieszkaniu i sprawdzasz czy nic nie zostało. Nie płaczesz już, chyba nie masz siły. Znajdujesz jeszcze kilka swoich rzeczy i chowasz je do wypchanej po brzegi walizki.
- To chyba wszystko – dobiega mnie twój przepełniony smutkiem szept.
Cierpisz, tak jak ja. Widzę to w każdym twoim geście, każdej emocji malującej się na twojej twarzy.
- Zostań – szepczę, nawet tego nie kontrolując.
- Bartuś, wiesz że nie mogę. Decyzja już zapadła. Przecież podjęliśmy ją wspólnie.
- Wiem – dodaję cicho.
Przez chwilę w pokoju panuje cisza, przerywana tylko tykaniem zegara. Podchodzisz do mnie, a ja oplatam cię ramionami i tulę do siebie. Napawam się twoim zapachem i dotykiem, bo wiem, że to ostatni raz. Gładzę twoje plecy, bawię się twoimi włosami, aż w końcu biorę twoją twarz w moje dłonie. Wpatruję się w nią, staram się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Czuję, że robisz to samo. Patrzę w twoje szklące się oczy i całuję cię po raz ostatni. Nasz pocałunek jest pełen miłości, tęsknoty i smutku. Żadne z nas nie chce przerywać tej chwili, więc oboje przeciągamy ją do momentu, gdy brakuje nam powietrza. W końcu odrywamy się od siebie, a ja opieram swoje czoło o twoje i patrzę ci głęboko w oczy. Znów nie hamujesz łez. Przyciągam cię do siebie, a one moczą moją koszulkę. Całuję cię we włosy i opieram swoją brodę o czubek twojej głowy. I czuję, że oddałbym wszystko żebyś została. Ale nic z tego. Czas nieubłaganie płynie, tym samym przybliżając nas do rozstania.
- Powinnam się już zbierać. Zaraz spóźnię się na samolot – mówisz cicho.
- Zawiozę cię – stwierdzam i zaczynam się podnosić.
- To chyba nie jest dobry pomysł.
- Proszę. Chcę spędzić z tobą jeszcze te parę chwil.
Godzisz się. Zabieram więc twoją walizkę, zamykam drzwi i schodzimy na dół. Chowam wszystko do bagażnika, a później wsiadamy do auta i ruszamy na lotnisko.
Przez całą drogę żadne z nas się nie odzywa. Chyba nie wiemy co powiedzieć. Miliony pytań, a wśród nich to najważniejsze, wiszą niewypowiedziane w powietrzu. Jadę wolno, chyba starając się do maksimum wydłużyć czas, który nam został. Ale wiem, że nieuniknione jest to, że w końcu dojedziemy na lotnisko. Po paru minutach już tam jesteśmy, biorę więc twoją walizkę, a ty łapiesz mnie za rękę i kierujesz się w stronę do budynku. Odbierasz bilet w kasie i ruszamy w odpowiednie miejsce. Nie mamy dużo czasu, zdaję sobie sprawę, że jeszcze chwila i cię tu nie będzie. Znikniesz, a ja zostanę sam.
Patrzę na ciebie i przed oczami przelatują mi wszystkie wspomnienia z tobą. Pierwsze spotkanie, pierwsza randka, pierwszy pocałunek, nawet pierwsza kłótnia, która trwała krótko i szybko się pogodziliśmy. I w tej chwili rozumiem znaczenie słów, że wspomnienia bolą. I wiem, że ten ból dopiero się zaczął.
- Powinnam już iść – mówisz, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia. Wtulasz się we mnie z całej siły, nie zwracając uwagi na ludzi wokół nas. Jakby cały świat nie istniał. Trzymam cię w ramionach i czuję, że jesteś dla mnie wszystkim. Nie chcę cię puścić, ale nie mam wyboru.
- Powodzenia. Mam nadzieję, że uda ci się osiągnąć to o czym zawsze marzyłaś – mówię cicho i słyszę jak łamie mi się głos.
- Bądź szczęśliwy – szepczesz, po raz ostatni patrząc mi w oczy.
Niedługo potem wsiadasz do samolotu, który już po chwili wzbija się w powietrze i znika. A mi właśnie zawala się cały świat.

                                                         ~.~

A tym najważniejszym pytaniem było: wrócisz?
Nie wiem czemu akurat Kurek, nie wiem czemu to wrzucam. Może na przełamanie, a może po to, żeby pozbyć się nagromadzonych w sercu emocji. Bo choć sytuacja jest inna, to boli tak samo.
Wesołych świąt. Oby kolejny rok był dużo lepszy niż ten.

sobota, 3 października 2015

Skutki bywają opłakane.




Tłum gapiów, głośne syreny radiowozów i migające nieprzerwanie policyjne światła.
Siedział w radiowozie pośród całego tego zgiełku, próbując przypomnieć sobie co właściwie się wydarzyło, ale jego umysł nie dawał mu żadnych informacji zwrotnych. Co tu się stało? Dlaczego wszyscy patrzyli na niego podejrzanie, tak jakby dokonał jakiejś zbrodni? I dlaczego miał na rękach kajdanki? Czyżby naprawdę kogoś… zabił?
- Dokąd mnie zabieracie? – zapytał z wyczuwalną w głosie obawą.
- A jak pan myśli? – zapytał retorycznie policjant. – Na komisariat – dodał, jednak udzielając odpowiedzi.
- O co jestem podejrzany? – próbował się dowiedzieć.
- Tego dowie się pan na miejscu – uciął rozmowę funkcjonariusz, po czym dał znak swojemu koledze, by odpalił radiowóz i powoli ruszył w stronę siedziby miejscowej policji.
Niedługo potem auto zatrzymało się na parkingu, a on został niemal siłą zaprowadzony do wnętrza budynku. A przecież nawet nie próbował się wyrywać, ani tym bardziej uciekać! A oni traktowali go jak najgorszego zbrodniarza, który tylko czekał, by zbiec. Chociaż czy w istocie nim nie był? W końcu jeżeli udowodnią mu winę trafi do więzienia i to na długo.
Wtrącili go do obskurnej celi, na szczęście, o ile w tej sytuacji można mówić o szczęściu, był w niej sam. Usiadł więc na pryczy, która lata świetności miała już dawno za sobą, po czym ukrył twarz w dłoniach. Nie wiedział co zrobić. Czas działał na jego niekorzyść, bo mimo, że upływał, to nie przynosił ze sobą nic dobrego. Wysilanie umysłu także nic nie dawało, bo luka w pamięci nijak nie chciała wypełnić się wspomnieniami z ostatniego wieczoru. Jedyną rzeczą jaką pamiętał było to, że spotkał się ze swoimi przyjaciółmi w ich ulubionym lokalu. Wypili parę piw, pogawędzili wesoło i tyle. Więc co do cholery robił w tym miejscu? Powinien w spokoju odpoczywać we własnym domu, leżąc na sofie i lecząc kaca, a nie być tutaj.
Jego rozmyślania przerwały kroki nasilające się z każdą chwilą. Podniósł wzrok, a jego oczom ukazał się ten sam policjant, z którym rozmawiał w radiowozie.
- Pójdzie pan ze mną – mruknął, otwierając drzwi od celi. – Pora złożyć wyjaśnienia.
Powłócząc nogami, przeszedł za funkcjonariuszem do drugiego pomieszczenia, gdzie miało się odbyć jego przesłuchanie. Poinstruowany przez stróża prawa zajął miejsce na stojącym tam krześle i czekał.
Po chwili dołączył do niego inny policjant, który od razu rozpoczął rozmowę.
- W porządku, panie Nowakowski. Jest pan podejrzany o morderstwo. Proszę mi powiedzieć co pamięta pan z wczorajszego wieczora?
- Niewiele niestety – zaczął mówić. – Poszedłem z przyjaciółmi na piwo, porozmawialiśmy trochę. Wie pan, taki męski wypad.
- Co było później? – przerwał mu mundurowy.
- Wróciłem do domu. A przynajmniej tak mi się wydaje – odparł.
- Czyli nie ma pan pewności?
- Nie.
- Jest ktoś kto może potwierdzić pański powrót do domu?
- Może któryś z moich przyjaciół?
- Proszę podać numery telefonów, dowiemy się.
- Oczywiście – rzucił, po czym podyktował policjantowi odpowiednie cyferki. – Proszę zacząć od Bartka Kurka, on najprawdopodobniej będzie wiedział najwięcej.
- Wezmę to pod uwagę – odparł stróż prawa. – Tymczasem będzie pan musiał wrócić do celi – dodał, po czym dał znak swojemu koledze, który odprowadził go do pomieszczenia.
                                                                     *
Leżał na wąskiej pryczy, zastanawiając się jak długo jeszcze to wszystko potrwa. Chciał wrócić do domu, zadzwonić do żony, a kolejnego dnia jak zwykle udać się na trening. Ale perspektywy były zupełnie inne – wyglądało na to, że dopóki sprawa się nie wyjaśni będzie musiał tutaj siedzieć. A co jeśli udowodnią mu, że zabił tego mężczyznę? Straci wszystko i będzie skończony. I zgnije w więzieniu, razem z innymi zbrodniarzami.  Nie chcę siedzieć za niewinność  pomyślał. Chociaż czy faktycznie jestem niewinny? Przecież nic nie pamiętam! Złość  wzbierała w nim z każdą chwilą, powodując że nie wiedział już co ma o tym wszystkim myśleć. Jedyne co mu pozostawało to czekać. I wierzyć, że wszystko dobrze się zakończy, a jego dobre imię zostanie oczyszczone. Zmęczony obecnymi wydarzeniami zamknął na chwilę oczy i nie wiedzieć kiedy zapadł w sen.
                                                                     *
Obudził się gdy na dworze było już ciemno. Początkowo nie wiedział gdzie się znajduje, ale już po chwili wróciło do niego wszystko, co wydarzyło się do tej pory. Chciał krzyczeć głośno z bezsilności, zdobył się jednak tylko na to, by zawołać jednego z policjantów. Musiał koniecznie wiedzieć czy udało im się coś ustalić. Jego nawoływania przyniosły oczekiwany przez niego skutek i już po chwili obok niego pojawił się ten funkcjonariusz, który starał się spisać jego zeznania.
- Wie pan już coś? – zapytał nerwowo.
- Niestety nie. Żaden z pana kolegów nie odbiera telefonu.
- To chyba jakiś żart!
- Będziemy próbować nadal, proszę się nie martwić.
- Nie martwić?! Siedzę w obskurnej celi przez coś, czego nie zrobiłem i mam się nie martwić?! – tracił cierpliwość.
- Ma pan pewność? – zapytał policjant, tym samym zamykając mu usta. – No właśnie. Lepiej będzie, jak będzie pan milczał – dodał, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł.
Gdy został sam, z wściekłością uderzył dłońmi o kraty. Miał już dość, a końca tej chorej sytuacji nie było widać. Dodatkowo jego żołądek coraz bardziej dawał o sobie znać. Nie śmiał jednak po raz kolejny wołać tego samego policjanta. Szczęście jednak się do niego uśmiechnęło, bo kilka minut później dostarczono mu kolację. Na jej widok zrobiło mu się nieco słabo. Dwie kromki chleba i dwa plasterki najtańszej szynki to nie było to, do czego był przyzwyczajony. Nie miał jednak wyboru i jeśli nie chciał być głodny, musiał zjeść to co mu przyniesiono. Spartańskie warunki coraz bardziej dawały mu się we znaki, zwłaszcza wtedy, gdy musiał skorzystać z toalety. Takiego upokorzenia nie odczuwał jeszcze nigdy.
Czuł się coraz gorzej. Czas upływał mu niezwykle powoli i zaczynał już wariować. I nie zanosiło się na to, by ten koszmar miał się szybko skończyć. Wiedział, że tę noc spędzi w celi, czy tego chce czy nie.
                                                                      *
Kiedy obudził się następnego dnia, pierwsze co poczuł to ogromny ból pleców. Mogłem się z tym liczyć pomyślał. W końcu te prycze nie są dostosowane do ludzi mających dwa metry wzrostu.
Zaczął się zastanawiać czy nie wykorzystać tego, że jest znany i nie poprosić o jakąś tabletkę przeciwbólową. W końcu może mogłaby pomóc. Uznał, że warto spróbować, a następnie zawołał dyżurującego aktualnie policjanta. Miał jednak pecha, bo nie był to żaden z tych, których zdążył poznać wczoraj, a którzy byli dla niego całkiem mili. Ten wydawał się być kompletnie inny, a z jego twarzy biła wrogość do otaczającego go świata.
- Może… mógłbym dostać jakąś tabletkę przeciwbólową? – zapytał z pewną dozą nieśmiałości.
- I co jeszcze, może kawior i krewetki? – prychnął funkcjonariusz.
- Tabletka wystarczy. Wie pan, po nocy na tej pryczy bolą mnie plecy, a jestem profesjonalnym sportowcem i…
- Gwiazda od siedmiu boleści! – przerwał mu stróż prawa. - Ale spokojnie, mam pewien pomysł – rzucił złośliwie, po czym odszedł.
Łudził się, że policjant zrozumiał jego prośbę, jednak bardzo się mylił. Bo ten człowiek, gdy wrócił chwilę później, zwyczajnie chlusnął na niego zimną wodą z wiadra.
- Oszalał pan? – warknął, drżąc z zimna.
- Może to ostudzi pański zapał – zaśmiał się wrednie gliniarz. – I niech pan pamięta, jest pan tu na takich zasadach jak wszyscy! – dodał, po czym, śmiejąc się nadal, wrócił na swoje miejsce.
Wiedział, że jeszcze chwila w tym miejscu i naprawdę oszaleje. A nadal nic nie było wiadomo! Bartek wciąż nie odpowiadał, reszta siatkarzy tak samo. Jak więc miał udowodnić swoją niewinność, kiedy nie było nikogo kto mógłby zapewnić mu alibi?
By nie myśleć o swojej obecnej sytuacji, wrócił myślami do wspomnień ze ślubu. To pomogło mu choć na chwilę się wyciszyć i odzyskać choć odrobinę wiary w to, że wszystko zakończy się dobrze.
- Zapraszam do pokoju obok – usłyszał, tym samym wyrywając się z letargu. – Pojawiły się nowe okoliczności, które musimy z panem omówić – dodał nielubiany przez niego policjant, po czym zaprowadził go do pomieszczenia.
W środku znajdował się także inny funkcjonariusz, co przywiodło mu na myśl, że znalazł się w towarzystwie dobrego i złego gliny. Był ciekawy, cóż to za nowe okoliczności, nie miał jednak odwagi spytać.
- Znaleźliśmy pewnego świadka – zaczął ten policjant, który był dla niego miły. – Nie mam dla pana jednak dobrych wiadomości.
- To znaczy? – zapytał nerwowo.
- Świadek twierdzi, że widział pana w towarzystwie zabitego mężczyzny. Jest pewien również tego, że o coś się pan z nim kłócił, a także że pan mu groził.
- Niemożliwe!
- No widzi pan, jednak możliwe – wtrącił zły glina. – Może się pan w końcu przyzna?
- Nie przyznam się do czegoś czego nie zrobiłem!
- Jest świadek – warknął wytrącony z równowagi funkcjonariusz, po czym uderzył dłońmi o blat biurka. – Grozi ci kilkanaście lat odsiadki, więc może przestań w końcu działać na swoją szkodę i powiedz prawdę!
Bał się. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów bał się tak bardzo, że drżały mu ręce. Rozważał w milczeniu wszystkie za i przeciw przyznania się do popełnienia zbrodni, mimo że nie miał pewności. Ale co mu pozostało?
Cisza panująca w pomieszczeniu wwiercała się w jego umysł, a wlepiony w niego wzrok obu policjantów powodował, że po plecach przechodziły mu ciarki. I w końcu w momencie, kiedy zamierzał już się przyznać, że zabił tego mężczyznę, funkcjonariusze roześmiali się głośno, a następnie przybili sobie piątki. Spojrzał na nich zdezorientowany, nie bardzo wiedząc co się dzieje. Już miał ich zapytać, co tak ich rozbawiło, gdy do pomieszczenia wpadli jego ucieszeni koledzy, na czele z samym Bartkiem Kurkiem.
- O co tutaj do cholery chodzi? – spytał ze złością, podczas gdy funkcjonariusz udający dobrego glinę zdejmował mu kajdanki.
 - Wszystkiego najlepszego!  - krzyknęli chórem siatkarze, a następnie razem z policjantami zaśpiewali mu sto lat.
- To był żart?! – z emocji aż wstał z miejsca.
- Oczywiście, że tak – rozbawiony Bartek spojrzał na niego z uśmiechem.
- Czyj to był pomysł?
- Pewnie, ze mój!
- Boże, jak ja cię nienawidzę!
- Też cię kocham Piotruś!
                                                                ~.~
Na przełamanie. Jak wyszło? :)

sobota, 22 sierpnia 2015

Przypadki Grzegorza K.



Przypadkiem ją poznał, gdy wpadł na nią na imprezie u wspólnych znajomych. Nie potraktował tego nie wiadomo jak poważnie, w końcu nadal trochę cierpiał po rozstaniu z poprzednią dziewczyną. A mimo to przegadał z nią całą noc, zdając sobie sprawę, że wiele ich łączy. Czy mu się spodobała? Nie, nawet nie myślał o niej w tych kategoriach. Co nie znaczy, że była brzydka, co to to nie. Bo zachwycała urodą gdzie tylko się pojawiała. Jej długie i gęste kasztanowe włosy podskakiwały przy każdym ruchu, soczyście zielone oczy wciąż się śmiały, a rumiane policzki dodawały jej uroku. Nie dało się obok niej przejść obojętnie, bo wzbudzała zainteresowanie każdego. Miała także miły dla ucha głos, który sprawiał, że można było jej słuchać godzinami. Tak samo było z jej śmiechem, który swoim brzmieniem przypominał dźwięk małych dzwoneczków. I nie potrzeba było więcej.
Przypadkiem spotkał ją na klatce schodowej, gdy wprowadzała się do mieszkania naprzeciw jego. Czy był zaskoczony? Owszem, ale był także bardzo zadowolony. W końcu dobrzy sąsiedzi to skarb, prawda? A on czuł, że z nią tak właśnie będzie. I wcale się nie pomylił. Nierzadko wpadała do niego tylko po to by z nim posiedzieć i dotrzymać mu towarzystwa. Oglądała z nim filmy i dzieliła się obiadami, bo zawsze gotowała jak dla wojska, co wynikało z faktu że miała dużą rodzinę i tak była przyzwyczajona. Ale Grzegorz nie narzekał, bo gotowała doskonale. I coraz bardziej wydawało mi się, że jest nierealna i zwyczajnie nie istnieje. Bo przecież ideałów nie ma, prawda?
Przypadkiem podczas jednego ze wspólnych posiłków zaprosił ją na randkę. Słowa wypłynęły z jego ust nim zdążył się zastanowić co tak naprawdę proponuje. Czy żałował? Zdecydowanie nie. Zwłaszcza gdy się zgodziła. Zabrał ją do włoskiej restauracji w centrum miasta, gdzie zjedli pyszną kolację i wypili po lampce wina. Później poszli na spacer, podczas którego znów rozmawiali o wszystkim i o niczym, a ich buzie praktycznie się nie zamykały. Czuł, że może jej powiedzieć wszystko, nawet swoje największe obawy, bo wiedział, że go nie wyśmieje. Między nimi była magiczna więź, która tylko utwierdzała go w przekonaniu, że ta dziewczyna była wyjątkowa.
Przypadkiem ją pocałował, gdy płakała podczas oglądania filmu, bo zdążyła przywiązać się do jednego z bohaterów, a ten zmarł. Nie zastanawiał się nad tym co robi. Po prostu ujął jej twarz w swoje dłonie i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Przez chwilę bał się, że wszystko zepsuje, że dziewczyna wstanie i wyjdzie, a potem już nigdy nie wróci. Ale odrzucił tę myśl gdy odwzajemniła pieszczotę. Wtedy po raz pierwszy poczuł, że coś mogłoby między nimi być.
Przypadkiem zrozumiał, że jest dla niego bardzo ważna, gdy wyjechała na kilka dni do rodziny. On wykorzystywał wolny czas na odpoczynek i oglądając w telewizji jakiś idiotyczny serial zdał sobie sprawę, że tęskni za jej obecnością. Za tym, że zawsze wszędzie rozrzuca popcorn, za tym, że na przemian śmieje się i płacze, gdy wczuje się w fabułę oglądanego filmu. Za jej perlistym śmiechem, a nawet za tym jak mierzwi mu włosy, psując tak misternie układaną fryzurę. Co ciekawe, była jedyną, której na to pozwalał. Żadna inna kobieta nie mogła tego robić.
Przypadkiem zrozumiał, że nie może bez niej żyć, gdy mocniej zabiło mu serce kiedy znów ją zobaczył. Miał wrażenie, że nie widział jej przez lata, a tak naprawdę był to tylko tydzień. Ale ona już tak zdążyła zawładnąć jego sercem i umysłem, że każda chwila bez niej wydawała mu się wiecznością. Gdyby nie treningi najpewniej by oszalał. A tak wzbudzał tylko zainteresowanie klubowych kolegów, którzy zastanawiali się co powodowało uśmiech na jego twarzy. Nie zamierzał im jednak mówić, że jego powodem była każda, nawet najmniejsza myśl o niej.
Przypadkiem powiedział jej, że ją kocha, gdy prowadzili jakąś mała wojnę i się przekomarzali. Początkowo się przestraszył, widząc szok na jej twarzy, ale to ustąpiło miejsca ogromnej radości, gdy powiedziała mu, że czuje to samo. Od tej chwili był najszczęśliwszym facetem na świecie. Nadal tak jak wcześniej mógł na nią liczyć, nadal spędzali ze sobą wolny czas, nadal przychodziła na jego mecze, ale teraz mógł ją bez przeszkód przytulać i całować. Więcej do szczęścia nie potrzebował.
Przypadkiem odkrył, że jest chora, gdy znalazł wyniki jej badań pomiędzy papierami w szufladzie biurka. Początkowo był wściekły, że zataiła przed nim ten fakt, ale widząc jej zrozpaczoną minę odpuścił. Wyjaśniła mu, że nie wiedziała jak mu o tym powiedzieć i że później coraz bardziej bała się, że ją zostawi. Poinformował ją, że nigdy tak nie postąpi, bo za bardzo ją kocha. Obiecał, że przejdą przez to razem. Pozwolił uwierzyć, że warto mieć nadzieję.
Przypadkiem dowiedział się, że jest problem z jej leczeniem, gdy jej lekarz oznajmił mu, że zostanie ojcem. A wtedy nie można rozpocząć leczenia, bo to może zaszkodzić rozwijającemu się dziecku. Przekonywał ją, żeby zadbała o swoje zdrowie, rezygnując z życia dziecka. Początkowo odmawiała, skracając swój czas i zmniejszając swoje szanse na przeżycie. Nie chciała słyszeć o tym, że miałaby zabić niewinną istotę. Później jednak wydawała się rozumieć, że tak będzie lepiej, że zdążą jeszcze mieć gromadkę dzieci, które wspólnie wychowają.
Przypadkiem zrozumiał, że go oszukała i podjęła inną niż ustalali decyzję, gdy przyjechał prosto z meczu do szpitala i lekarz poinformował go, że ma syna. Gdy zapytał czy może ją odwiedzić zapadła głucha cisza. To wtedy dotarło do niego, że przedłożyła życie dziecka nad swoje. To samo z resztą wynikało z jej pożegnalnego listu.
" Najdroższy,
wybacz mi, ale nie potrafiłam go zabić. Przecież to nie była jego wina, dlaczego więc miałam odebrać mu życie? Zaopiekuj się nim, proszę. Daj mu ciepło i miłość, na które zasługuje. Znajdź sobie kogoś, a jemu daj szansę na to, by wychował się w pełnej rodzinie. W końcu każde dziecko potrzebuje matki.
Zawsze Twoja.”
Już nie przypadkiem zrozumiał, że była miłością jego życia. Obiecał sobie, że dla niej wychowa syna na porządnego człowieka, dla niej będzie starał się być dobrym ojcem. Bo gdy ponownie spotkają się w Zaświatach chciał, by powiedziała mu, że jest z niego dumna. Niczego więcej nie oczekiwał.
                                                  ~.~
Taki prezent urodzinowy ode mnie dla Was.