piątek, 8 kwietnia 2016

Tęsknię. Choć przyznać nie umiem głośno, bo to podobno niemęskie.



Byliśmy dobrymi przyjaciółmi, choć przyjaciel to zbyt mało. Byliśmy jak bracia. Razem spędzaliśmy czas i mogliśmy na siebie liczyć w każdej sytuacji. Więc czemu to się skończyło? Nie mam pojęcia. Spieprzyliśmy to, obaj jesteśmy winni. Zajęliśmy się swoimi karierami, swoimi prywatnymi życiami, zapominając przy tym o sobie. Skończyły się wspólne wyjścia, rozmowy, czy zwykłe milczenie w swojej obecności. Zapodziało się wsparcie, zagubiło się zrozumienie. Każdy kolejny dzień coraz bardziej nas od siebie oddalał, a my przegapiliśmy moment, kiedy mogliśmy wszystko naprawić.
Czy żałuję? Owszem. Bo mógłbym mieć milion przyjaciół, jeszcze więcej znajomych, ale z żadnym z nich nie będę miał takiej więzi, jaką miałem z Tobą. I mimo, że cholernie chciałbym to zmienić, chciałbym wrócić do tego co było, wiem, że nie ma na to szans, bo chyba już nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Bo przecież każda kolejna próba porozumienia kończyła się fiaskiem. Bo okazywało się, że innym mówiliśmy więcej, niż powinniśmy byli sobie. Innym opowiadaliśmy o swoich problemach, z innymi dzieliliśmy się rozterkami, a także radościami. Nić porozumienia, która wisiała na cieniutkim włosku zerwała się bezpowrotnie.
Dopiero teraz to widzę. Dopiero zauważam jak bardzo się minęliśmy, jak bardzo przestaliśmy być przyjaciółmi, a staliśmy się dla siebie kompletnie obcymi osobami. I choć nadal chciałbym to zmienić, nie potrafię. Odpuszczam, choć wiem, że nie powinienem. Bo żałuję już teraz, a żal wzmaga się z każdym dniem. Ale znasz mnie, wiesz że zawsze ciężko było mi przyznać się do błędu. Wolę uciekać, zmieniając co sezon klub i miejsce zamieszkania. Bo przecież tak jest łatwiej. Łatwiej udawać, że nic się nie stało, że nas to nie ruszyło.
Chciałbym wiedzieć, kiedy to wszystko się zaczęło, a potem cofnąć się w czasie do tego momentu i na to nie pozwolić. Ale nie mogę, co boli mnie najbardziej. Bo może gdybyśmy wcześniej zawalczyli o to, co było między nami, dziś wszystko wyglądałoby inaczej. Ale nie ma co gdybać, stało się i już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Już zawsze pozostaniemy na pseudokoleżeńskiej stopie, udając że to była nasza wspólna decyzja, nasz wybór. Mimo, że obaj wiemy, że wcale tak nie było.
Wiesz, ciężko udawać, że nic nas nigdy nie łączyło. Ale co innego nam pozostało? No właśnie. To, co kiedyś było dla nas w życiu najważniejsze, sprowadziło się do lakonicznych życzeń na święta czy urodziny, do krótkiego cześć, rzuconego w biegu, gdy przypadkiem się spotkamy.
Chciałbym umieć powiedzieć Ci to w oczy. Od tak po prostu porozmawiać jak kiedyś i powiedzieć jak mnie to boli. Ale nie umiem, to kolejna moja wada. Sam przecież wiesz, bo nadal uważam, że znasz mnie jak nikt inny.
I chciałbym mieć nadzieję, że kiedyś to wszystko się zmieni. Że zdarzy się coś, co na nowo nas połączy. Jakiś nagły impuls, który sprawi, że będziemy w stanie mieć taką relację jak kiedyś. Ale wiem, że nie powinienem się oszukiwać, bo cokolwiek by się nie wydarzyło, obaj jesteśmy zbyt dumni, by spróbować na nowo zbudować to, co zburzyło się z tak wielkim hukiem. Żałuję, że nasze drogi się rozeszły.
I chciałbym, żebyś wiedział, że nadal zajmujesz szczególne miejsce w moim sercu, bo wspomnienia pozostaną we mnie na zawsze. A Ty, mimo tego co się wydarzyło, już do końca życia będziesz dla mnie jak brat, którego zawsze tak bardzo chciałem mieć.

                                                                  ~.~
Nietrudno domyślić się kto jest bohaterem, prawda? Ale to tylko odniesienie, bo w tej siaturze liczą się emocje. Bo sama tego doświadczam, na dwóch frontach.
Jednak nie udało mi się napisać szczęśliwego zakończenia. Może następnym razem.
Dziękuję Wam, że wciąż tu jesteście.