sobota, 3 października 2015

Skutki bywają opłakane.




Tłum gapiów, głośne syreny radiowozów i migające nieprzerwanie policyjne światła.
Siedział w radiowozie pośród całego tego zgiełku, próbując przypomnieć sobie co właściwie się wydarzyło, ale jego umysł nie dawał mu żadnych informacji zwrotnych. Co tu się stało? Dlaczego wszyscy patrzyli na niego podejrzanie, tak jakby dokonał jakiejś zbrodni? I dlaczego miał na rękach kajdanki? Czyżby naprawdę kogoś… zabił?
- Dokąd mnie zabieracie? – zapytał z wyczuwalną w głosie obawą.
- A jak pan myśli? – zapytał retorycznie policjant. – Na komisariat – dodał, jednak udzielając odpowiedzi.
- O co jestem podejrzany? – próbował się dowiedzieć.
- Tego dowie się pan na miejscu – uciął rozmowę funkcjonariusz, po czym dał znak swojemu koledze, by odpalił radiowóz i powoli ruszył w stronę siedziby miejscowej policji.
Niedługo potem auto zatrzymało się na parkingu, a on został niemal siłą zaprowadzony do wnętrza budynku. A przecież nawet nie próbował się wyrywać, ani tym bardziej uciekać! A oni traktowali go jak najgorszego zbrodniarza, który tylko czekał, by zbiec. Chociaż czy w istocie nim nie był? W końcu jeżeli udowodnią mu winę trafi do więzienia i to na długo.
Wtrącili go do obskurnej celi, na szczęście, o ile w tej sytuacji można mówić o szczęściu, był w niej sam. Usiadł więc na pryczy, która lata świetności miała już dawno za sobą, po czym ukrył twarz w dłoniach. Nie wiedział co zrobić. Czas działał na jego niekorzyść, bo mimo, że upływał, to nie przynosił ze sobą nic dobrego. Wysilanie umysłu także nic nie dawało, bo luka w pamięci nijak nie chciała wypełnić się wspomnieniami z ostatniego wieczoru. Jedyną rzeczą jaką pamiętał było to, że spotkał się ze swoimi przyjaciółmi w ich ulubionym lokalu. Wypili parę piw, pogawędzili wesoło i tyle. Więc co do cholery robił w tym miejscu? Powinien w spokoju odpoczywać we własnym domu, leżąc na sofie i lecząc kaca, a nie być tutaj.
Jego rozmyślania przerwały kroki nasilające się z każdą chwilą. Podniósł wzrok, a jego oczom ukazał się ten sam policjant, z którym rozmawiał w radiowozie.
- Pójdzie pan ze mną – mruknął, otwierając drzwi od celi. – Pora złożyć wyjaśnienia.
Powłócząc nogami, przeszedł za funkcjonariuszem do drugiego pomieszczenia, gdzie miało się odbyć jego przesłuchanie. Poinstruowany przez stróża prawa zajął miejsce na stojącym tam krześle i czekał.
Po chwili dołączył do niego inny policjant, który od razu rozpoczął rozmowę.
- W porządku, panie Nowakowski. Jest pan podejrzany o morderstwo. Proszę mi powiedzieć co pamięta pan z wczorajszego wieczora?
- Niewiele niestety – zaczął mówić. – Poszedłem z przyjaciółmi na piwo, porozmawialiśmy trochę. Wie pan, taki męski wypad.
- Co było później? – przerwał mu mundurowy.
- Wróciłem do domu. A przynajmniej tak mi się wydaje – odparł.
- Czyli nie ma pan pewności?
- Nie.
- Jest ktoś kto może potwierdzić pański powrót do domu?
- Może któryś z moich przyjaciół?
- Proszę podać numery telefonów, dowiemy się.
- Oczywiście – rzucił, po czym podyktował policjantowi odpowiednie cyferki. – Proszę zacząć od Bartka Kurka, on najprawdopodobniej będzie wiedział najwięcej.
- Wezmę to pod uwagę – odparł stróż prawa. – Tymczasem będzie pan musiał wrócić do celi – dodał, po czym dał znak swojemu koledze, który odprowadził go do pomieszczenia.
                                                                     *
Leżał na wąskiej pryczy, zastanawiając się jak długo jeszcze to wszystko potrwa. Chciał wrócić do domu, zadzwonić do żony, a kolejnego dnia jak zwykle udać się na trening. Ale perspektywy były zupełnie inne – wyglądało na to, że dopóki sprawa się nie wyjaśni będzie musiał tutaj siedzieć. A co jeśli udowodnią mu, że zabił tego mężczyznę? Straci wszystko i będzie skończony. I zgnije w więzieniu, razem z innymi zbrodniarzami.  Nie chcę siedzieć za niewinność  pomyślał. Chociaż czy faktycznie jestem niewinny? Przecież nic nie pamiętam! Złość  wzbierała w nim z każdą chwilą, powodując że nie wiedział już co ma o tym wszystkim myśleć. Jedyne co mu pozostawało to czekać. I wierzyć, że wszystko dobrze się zakończy, a jego dobre imię zostanie oczyszczone. Zmęczony obecnymi wydarzeniami zamknął na chwilę oczy i nie wiedzieć kiedy zapadł w sen.
                                                                     *
Obudził się gdy na dworze było już ciemno. Początkowo nie wiedział gdzie się znajduje, ale już po chwili wróciło do niego wszystko, co wydarzyło się do tej pory. Chciał krzyczeć głośno z bezsilności, zdobył się jednak tylko na to, by zawołać jednego z policjantów. Musiał koniecznie wiedzieć czy udało im się coś ustalić. Jego nawoływania przyniosły oczekiwany przez niego skutek i już po chwili obok niego pojawił się ten funkcjonariusz, który starał się spisać jego zeznania.
- Wie pan już coś? – zapytał nerwowo.
- Niestety nie. Żaden z pana kolegów nie odbiera telefonu.
- To chyba jakiś żart!
- Będziemy próbować nadal, proszę się nie martwić.
- Nie martwić?! Siedzę w obskurnej celi przez coś, czego nie zrobiłem i mam się nie martwić?! – tracił cierpliwość.
- Ma pan pewność? – zapytał policjant, tym samym zamykając mu usta. – No właśnie. Lepiej będzie, jak będzie pan milczał – dodał, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł.
Gdy został sam, z wściekłością uderzył dłońmi o kraty. Miał już dość, a końca tej chorej sytuacji nie było widać. Dodatkowo jego żołądek coraz bardziej dawał o sobie znać. Nie śmiał jednak po raz kolejny wołać tego samego policjanta. Szczęście jednak się do niego uśmiechnęło, bo kilka minut później dostarczono mu kolację. Na jej widok zrobiło mu się nieco słabo. Dwie kromki chleba i dwa plasterki najtańszej szynki to nie było to, do czego był przyzwyczajony. Nie miał jednak wyboru i jeśli nie chciał być głodny, musiał zjeść to co mu przyniesiono. Spartańskie warunki coraz bardziej dawały mu się we znaki, zwłaszcza wtedy, gdy musiał skorzystać z toalety. Takiego upokorzenia nie odczuwał jeszcze nigdy.
Czuł się coraz gorzej. Czas upływał mu niezwykle powoli i zaczynał już wariować. I nie zanosiło się na to, by ten koszmar miał się szybko skończyć. Wiedział, że tę noc spędzi w celi, czy tego chce czy nie.
                                                                      *
Kiedy obudził się następnego dnia, pierwsze co poczuł to ogromny ból pleców. Mogłem się z tym liczyć pomyślał. W końcu te prycze nie są dostosowane do ludzi mających dwa metry wzrostu.
Zaczął się zastanawiać czy nie wykorzystać tego, że jest znany i nie poprosić o jakąś tabletkę przeciwbólową. W końcu może mogłaby pomóc. Uznał, że warto spróbować, a następnie zawołał dyżurującego aktualnie policjanta. Miał jednak pecha, bo nie był to żaden z tych, których zdążył poznać wczoraj, a którzy byli dla niego całkiem mili. Ten wydawał się być kompletnie inny, a z jego twarzy biła wrogość do otaczającego go świata.
- Może… mógłbym dostać jakąś tabletkę przeciwbólową? – zapytał z pewną dozą nieśmiałości.
- I co jeszcze, może kawior i krewetki? – prychnął funkcjonariusz.
- Tabletka wystarczy. Wie pan, po nocy na tej pryczy bolą mnie plecy, a jestem profesjonalnym sportowcem i…
- Gwiazda od siedmiu boleści! – przerwał mu stróż prawa. - Ale spokojnie, mam pewien pomysł – rzucił złośliwie, po czym odszedł.
Łudził się, że policjant zrozumiał jego prośbę, jednak bardzo się mylił. Bo ten człowiek, gdy wrócił chwilę później, zwyczajnie chlusnął na niego zimną wodą z wiadra.
- Oszalał pan? – warknął, drżąc z zimna.
- Może to ostudzi pański zapał – zaśmiał się wrednie gliniarz. – I niech pan pamięta, jest pan tu na takich zasadach jak wszyscy! – dodał, po czym, śmiejąc się nadal, wrócił na swoje miejsce.
Wiedział, że jeszcze chwila w tym miejscu i naprawdę oszaleje. A nadal nic nie było wiadomo! Bartek wciąż nie odpowiadał, reszta siatkarzy tak samo. Jak więc miał udowodnić swoją niewinność, kiedy nie było nikogo kto mógłby zapewnić mu alibi?
By nie myśleć o swojej obecnej sytuacji, wrócił myślami do wspomnień ze ślubu. To pomogło mu choć na chwilę się wyciszyć i odzyskać choć odrobinę wiary w to, że wszystko zakończy się dobrze.
- Zapraszam do pokoju obok – usłyszał, tym samym wyrywając się z letargu. – Pojawiły się nowe okoliczności, które musimy z panem omówić – dodał nielubiany przez niego policjant, po czym zaprowadził go do pomieszczenia.
W środku znajdował się także inny funkcjonariusz, co przywiodło mu na myśl, że znalazł się w towarzystwie dobrego i złego gliny. Był ciekawy, cóż to za nowe okoliczności, nie miał jednak odwagi spytać.
- Znaleźliśmy pewnego świadka – zaczął ten policjant, który był dla niego miły. – Nie mam dla pana jednak dobrych wiadomości.
- To znaczy? – zapytał nerwowo.
- Świadek twierdzi, że widział pana w towarzystwie zabitego mężczyzny. Jest pewien również tego, że o coś się pan z nim kłócił, a także że pan mu groził.
- Niemożliwe!
- No widzi pan, jednak możliwe – wtrącił zły glina. – Może się pan w końcu przyzna?
- Nie przyznam się do czegoś czego nie zrobiłem!
- Jest świadek – warknął wytrącony z równowagi funkcjonariusz, po czym uderzył dłońmi o blat biurka. – Grozi ci kilkanaście lat odsiadki, więc może przestań w końcu działać na swoją szkodę i powiedz prawdę!
Bał się. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów bał się tak bardzo, że drżały mu ręce. Rozważał w milczeniu wszystkie za i przeciw przyznania się do popełnienia zbrodni, mimo że nie miał pewności. Ale co mu pozostało?
Cisza panująca w pomieszczeniu wwiercała się w jego umysł, a wlepiony w niego wzrok obu policjantów powodował, że po plecach przechodziły mu ciarki. I w końcu w momencie, kiedy zamierzał już się przyznać, że zabił tego mężczyznę, funkcjonariusze roześmiali się głośno, a następnie przybili sobie piątki. Spojrzał na nich zdezorientowany, nie bardzo wiedząc co się dzieje. Już miał ich zapytać, co tak ich rozbawiło, gdy do pomieszczenia wpadli jego ucieszeni koledzy, na czele z samym Bartkiem Kurkiem.
- O co tutaj do cholery chodzi? – spytał ze złością, podczas gdy funkcjonariusz udający dobrego glinę zdejmował mu kajdanki.
 - Wszystkiego najlepszego!  - krzyknęli chórem siatkarze, a następnie razem z policjantami zaśpiewali mu sto lat.
- To był żart?! – z emocji aż wstał z miejsca.
- Oczywiście, że tak – rozbawiony Bartek spojrzał na niego z uśmiechem.
- Czyj to był pomysł?
- Pewnie, ze mój!
- Boże, jak ja cię nienawidzę!
- Też cię kocham Piotruś!
                                                                ~.~
Na przełamanie. Jak wyszło? :)