Świat wydawał się coraz zimniejszym miejscem. Chociaż może zamarzała tylko jego dusza? Nikt nie wiedział jak jest naprawdę, nikt nie próbował zrozumieć. Bo prawda była taka, że świetnie zachowywał pozory.
Przechadzał się wieczorem po zaśnieżonym parku. Stawiał delikatne, drobne kroki, by nie poślizgnąć się na oblodzonym chodniku. Rejestrował otoczenie swoimi ciemnymi oczami, co chwilę naciągając czapkę na uszy. Było zimno, to fakt, ale nie chciał wracać do domu, gdzie nikt na niego nie czekał. Czy to była jego wina? Ciężko stwierdzić. Był przecież tylko człowiekiem, który od dziecka marzył, by zostać profesjonalnym siatkarzem.
Mama zawsze mówiła mu, żeby w swym
życiu nie skupiał się tylko na swojej pasji, że to przecież kiedyś przeminie, a
on spędzi resztę swoich dni w samotności. Nie słuchał, bo wydawało mu się, że
lepiej wie, jak pokierować swoim życiem. Uważał, że miłość przyjdzie sama, nie
ma sensu za nią gonić. Miało to trochę sensu, ale kiedy czas upływał coraz
szybciej i szybciej zaczynał w to wątpić. Wiele razy słyszał pytanie, czy jest
szczęśliwy, czy nikogo mu nie brakuje. Zawsze odpowiadał, że jest zadowolony z
tego co ma, ale im był starszy, tym bardziej rozumiał, że mówi to trochę na
wyrost. Aż w końcu spotkał Ją. Dziewczynę
może dla innych zwyczajną, ale dla niego najpiękniejszą na całym
świecie. I stracił dla niej głowę, dosłownie w jednej chwili. Zaczął się o Nią
starać, zapraszał Ją na randki, kupował kwiaty, gotował tylko dla Niej.
Przyniosło to efekt, niedługo potem zostali parą. Czas mijał,
oni kochali się coraz bardziej. Doszło do zaręczyn, później do ślubu. Sielanka,
prawda?
Niestety, po kilku latach zaczęli się oddalać. Tak po prostu, bez powodu. Bo przecież nie było im razem po drodze, miłość się wypaliła. Ona zwątpiła, on również, a dalej wszystko potoczyło się bardzo szybko. Rozstanie, Jej wyprowadzka, rozwód bez orzekania o winie i rozejście się w dwie różne strony. Wiedział, że nie tak miało to wszystko wyglądać, ale nie mógł przecież nic zmienić, nie mógł zmusić siebie i Jej do miłości.
Minął czas, zmienił klub i miejsce zamieszkania, łudząc się, że zapomni o wszystkim. Ale przecież wspomnienia mają to do siebie, że zawsze nas dopadną, że nie da się od nich uciec, nieważne jak bardzo się próbuje.
W każdej dziewczynie widział Ją. Docierało do niego, że źle postąpił, że powinien był o Nią walczyć tak, jak walczył o każdą piłkę na boisku. Chciał to naprawić, więc dowiedział się od Jej matki gdzie teraz mieszka. I pojechał tam, pełen nadziei na to, że wszystko jeszcze może być tak jak kiedyś. Ale los nie odmówiłby sobie takiej okazji i znów z niego zadrwił.
Była dużo piękniejsza niż wtedy, gdy się rozstali, aż promieniała. Nie wiedział z czego to wynika, dopóki nie zobaczył, że jest w stanie błogosławionym. Zabolało, bo czuł, że stracił swoją szansę, że spóźnił się tak, jak czasem spóźniał się do bloku. Miał rację, bo ona była już szczęśliwa z innym, za którego niedługo wychodziła za mąż. Odszedł z poczuciem porażki, zaciskając mocno wargi, by rozgoryczenie nie zawładnęło nim w pełni.
I kiedy dziś przechadzał się po parku wiedział, że przegrał. Przegrał już w chwili, kiedy pozwolił Jej odejść. Szkoda tylko, że potrzebował tyle czasu, by to zrozumieć.
~.~
I może ciągle piszę o tym samym, może to nie są wyżyny moich możliwości, może cokolwiek...Kto zgadnie bohatera?
Podziękowania dla lukrecji. Dobrze jest wiedzieć, że ktoś czeka na moją pisaninę. Mimo, że mogłaby być milion razy lepsza pod każdym względem.
Niestety, po kilku latach zaczęli się oddalać. Tak po prostu, bez powodu. Bo przecież nie było im razem po drodze, miłość się wypaliła. Ona zwątpiła, on również, a dalej wszystko potoczyło się bardzo szybko. Rozstanie, Jej wyprowadzka, rozwód bez orzekania o winie i rozejście się w dwie różne strony. Wiedział, że nie tak miało to wszystko wyglądać, ale nie mógł przecież nic zmienić, nie mógł zmusić siebie i Jej do miłości.
Minął czas, zmienił klub i miejsce zamieszkania, łudząc się, że zapomni o wszystkim. Ale przecież wspomnienia mają to do siebie, że zawsze nas dopadną, że nie da się od nich uciec, nieważne jak bardzo się próbuje.
W każdej dziewczynie widział Ją. Docierało do niego, że źle postąpił, że powinien był o Nią walczyć tak, jak walczył o każdą piłkę na boisku. Chciał to naprawić, więc dowiedział się od Jej matki gdzie teraz mieszka. I pojechał tam, pełen nadziei na to, że wszystko jeszcze może być tak jak kiedyś. Ale los nie odmówiłby sobie takiej okazji i znów z niego zadrwił.
Była dużo piękniejsza niż wtedy, gdy się rozstali, aż promieniała. Nie wiedział z czego to wynika, dopóki nie zobaczył, że jest w stanie błogosławionym. Zabolało, bo czuł, że stracił swoją szansę, że spóźnił się tak, jak czasem spóźniał się do bloku. Miał rację, bo ona była już szczęśliwa z innym, za którego niedługo wychodziła za mąż. Odszedł z poczuciem porażki, zaciskając mocno wargi, by rozgoryczenie nie zawładnęło nim w pełni.
I kiedy dziś przechadzał się po parku wiedział, że przegrał. Przegrał już w chwili, kiedy pozwolił Jej odejść. Szkoda tylko, że potrzebował tyle czasu, by to zrozumieć.
~.~
I może ciągle piszę o tym samym, może to nie są wyżyny moich możliwości, może cokolwiek...Kto zgadnie bohatera?
Podziękowania dla lukrecji. Dobrze jest wiedzieć, że ktoś czeka na moją pisaninę. Mimo, że mogłaby być milion razy lepsza pod każdym względem.